W cieniu drzew Niwen

Ciepłe przyjęcie "Ori and the Blind Forest" musiało mocno zaskoczyć Moon Studios. Ekipa składająca się z dwudziestu osób stworzyła małe dzieło sztuki, które nie tylko usatysfakcjonowało fanów
"Ori and the Will of the Wisps" - recenzja
Ciepłe przyjęcie "Ori and the Blind Forest" musiało mocno zaskoczyć Moon Studios. Ekipa składająca się z dwudziestu osób stworzyła małe dzieło sztuki, które nie tylko usatysfakcjonowało fanów hardkorowego grania, ale potrafiło przy tym subtelnie, bez zbędnego dramatyzowania opowiedzieć historię o miłości, śmierci i przemijaniu. Po pięciu latach twórcy wracają w czterokrotnie większym, międzynarodowym składzie i urzeczywistniają marzenia graczy o sequelu idealnym.



Nasz uroczy bohater ponownie wyrwany zostaje z rodzinnego gniazda i zamiast zaznania ciepła i spokoju zmuszony jest zmagać się z niebezpieczeństwami, które w swoich gęstwinach skrywa Niwen. Pozbawiony światła i ochrony strażników las obraca się przeciwko swoim mieszkańcom, rozpleniając jednocześnie swój złowrogi wpływ na sąsiadujące krainy. Ori nie tylko musi wziąć odpowiedzialność za losy lokalnej fauny, ale przede wszystkim odnaleźć Ku, adoptowaną sówkę, której przeszłość połączona jest z wydarzeniami dziejącymi się w pierwszej części gry.



"Ori and the Will of the Wisps" bierze to, co było najlepsze w poprzedniczce i dorzuca do tego multum nowych elementów wzbogacających nie tylko samą rozgrywkę, ale przede wszystkim świat przedstawiony. Dzikie ostępy pogrążonej w mroku puszczy będą zaledwie preludium do spektakularnego świata wypełnionego różnorakimi biomami. Każdy z nich rzuci graczom wyzwanie, zmuszając do wykorzystywania bogatego wachlarza umiejętności. A tych mamy tu na pęczki. Od ogranego i wyświechtanego już podwójnego skoku i zrywu, przez posługiwanie się świetlistym łukiem aż do pływania w bezkresnych wydmach pustyni. Poza aktywnymi umiejętnościami poznamy szereg pasywnych bonusów, które przykładowo zwiększą atak Oriego, liczbę kul zdrowia lub sprawią, że atakujący nas przeciwnicy sami zaczną odnosić obrażenia. Odkrycie wszystkich ulepszaczy stanowi nie lada wyzwanie, gdyż są one sprytnie poukrywane.



Poziom trudności potrafi mocno dać w kość. Choć sama nie jestem zwolenniczką akcji, w których margines błędu jest niewielki, to ukończone po długiej walce etapy we wspaniały sposób rekompensowały narastającą we mnie frustrację. Szczególnie we znaki dały mi się sekwencje ucieczek, które przetestują sprawność naszych palców i dokonają weryfikacji nabytych umiejętności. Niemal do szaleństwa doprowadził mnie też ostatni poziom, w którym wszystko błyskało się tak, jakby wyrwane było z potańcówy w Manieczkach. Tu z ulgą przyjęłam automatyczny system zapisu, który po śmierci odradza nas w całkiem przyzwoitych miejscach, zdejmując z naszych barków ciężar pamiętania o samodzielnym zapisywaniu gry. Choć i z tym bywało różnie, bo przed załataniem gry potrafiła ona płatać różne figle, w tym właśnie blokować autozapis.



O sile tego metroidvaniowego cudeńka nie świadczą jedynie walki ze zwykłymi przeciwnikami. Tych jest tu względnie niewielu, a prawdziwe wyzwanie przyniosą zmagania z samą konstrukcją poziomów. Najeżone kolcami zarośla, zbiorniki wypełnione kwasem i spadające na głowę Oriego bloki skalne wymuszą na graczu skupienie i zmotywują do ruszenia szarymi komórkami. Daleko tu od skomplikowanych obliczeń i precyzyjnego kalibrowania kolejnych posunięć, aczkolwiek gra nieraz bardzo skutecznie sprowadza na ziemię tych, którzy za bardzo kozaczą i brną ślepo do przodu, nie bacząc na konsekwencje. A to nie koniec niespodzianek, bo swoje zrobią też walki z bossami, którzy swoimi gabarytami wypełniają cały ekran. Widowiskowe starcia cechują się buchającą zewsząd feerią barw, przywodząc na myśl znany ze shmupów chaos.



Na szczęście nie będziemy osamotnieni w tej nierównej walce. Na swojej drodze spotkamy multum postaci niezależnych. Mieszkańcy lasu nie tylko poratują nas drobnymi wskazówkami. Wskażą też miejsca, w których znajdziemy przydatne przedmioty albo sami poproszą o pomoc i przyniesienie pierdółki ukrytej w najdalszym zakątku labiryntu. Przeczesując poszczególne lokacje, znajdziemy rudę i tajemnicze nasiona, które przysłużą się odbudowaniu azylu dla szukających schronienia stworzeń. Nieraz trudno zdecydować, w którą stronę pójść. Na każdym kroku znaleźć można zakamuflowane znajdźki, mniej lub bardziej skomplikowane zagadki środowiskowe oraz ukryte przejścia czekające tylko na nowo odkryte moce.



Przy omawianiu "Ori and the Will of the Wisps" nie można zapomnieć o oprawie audiowizualnej. Wykreowany przez Moon Studios świat cieszy oko. Najbardziej urzekają detale obecne w tle. Czasem coś przemknie w cieniu, innym razem delikatny promyczek słońca przetnie ciemność, pozwalając na ukojenie walczącego z mrokiem umysłu. Zmysły pobudzą nie tylko kolorowe, wypełnione ciepłymi barwami pejzaże, gdyż o odpowiedni nastrój zadba również muzyka. Gareth Coker, twórca ścieżki dźwiękowej podkreślał w jednym z wywiadów, że dźwięki, które usłyszymy w grze, uwypuklą rozwój Oriego i jego transformację z nieśmiałej i wystraszonej istoty w odważnego i pewnego siebie strażnika lasu. OST przyniesie nieco ponad trzy godziny kojących nut, które gdzieniegdzie przedarte zostaną drapieżniejszym brzmieniem.



"Ori and the Will of the Wisps" kazało na siebie czekać długich pięć lat, jednak z całą pewnością było warto. Przejmująca historia połączona z chwytającymi za serce wizualiami powodują, że nawet najbardziej frustrujące momenty szybko odchodzą w zapomnienie, pozostawiając po sobie same dobre wspomnienia. Początkowe usterki techniczne zostały ku mojej wielkiej uciesze załatane, dzięki czemu czyszczenie Niwen już po ukończeniu głównego wątku fabularnego stało się o wiele przyjemniejsze.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones